Hej ho!
U mnie ostatnio nie dzieje się nic ciekawego, czym mogłabym się z Wami podzielić. Nawet ten weekend nie był zbyt interesujący, bo w sobotę byliśmy na zakupach, a dziś pojechałam z Nancy do jej miasta rodzinnego, gdzie poszłyśmy do kościoła (chociaż to jest może warte opisania) i na obiad do jej brata.
Za to mogę Wam powiedzieć, że już wkrótce będę miała ciekawe rzeczy do opisywania, bo.... lecę na Floryyyydę do Miami! :)))) mało tego... lecę tam z Bartkiem, czyli już w ogóle fantastycznie!
Plan jest taki: w najbliższą sobotę wieczorem jadę pociągiem do Nowego Jorku, tam spędzę z Bartoszem 2 dni, a w poniedziałek popołudniu lecimy na Florydę i zostaniemy tam do piątku. Potem do niedzieli znów będziemy w Nowym Jorku. Zapowiada się ekstra i już nie mogę się doczekać! :)
Co do tego kościoła - tutaj jest nieporównywalnie lepiej. Pomijam już fakt, że sam kościół jako budynek jest "ciepły" (dywany, ogrzewanie, sofy, kawa...). Ważne jest to jaka atmosfera tu panuje. Żadnej ciszy! Ludzie przychodzą do kościoła pół godziny wcześniej, żeby porozmawiać z innymi, pośmiać się, pożartować, łażą po całym kościele w tą i z powrotem, a między nimi wszystkimi przechadza się pastor (która jest kobietą). Msza wygląda dość podobnie jeśli chodzi o jej przebieg, ale pastorka jest o wiele bardziej wyluzowana, jest o wiele więcej śpiewania, itd. Jak się wchodzi do kościoła, to dostaje się do ręki transkrypt całej mszy - wszystkie piosenki, czytania i modlitwy. Poza tym - nie ma żadnej spowiedzi, komunię dają do ręki i generalnie, jak napisałam, JEST LEPIEJ. Także myślę o przejściu na protestantyzm :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz