Ostatni tydzień był wspaniały
Oderwałam się od szarej codzienności, pojechałam w dwa świetne miejsca, no i, co najważniejsze, spędziłam go z Bartkiem.
Pierwsze miejsce, do jakiego się udaliśmy w Nowym Jorku w sobotę wieczorem był Brooklin Bridge. Widok na Manhattan nocą – piękny! Na nic więcej nie starczyło nam czasu, więc pojechaliśmy hiszpańskim busikiem do New Jersey, gdzie spaliśmy u Bartka znajomych (dwie sympatyczne parki z Polski).
W niedziele rano zjedliśmy POLSKIE śniadanie (zwykle kanapki, ale polski chleb... mmm) i pojechaliśmy na cały dzień do Nowego Jorku. Zobaczyliśmy baaardzo dużo, głównie spacerując. Times Square, 5
th Avenue,
choinka pod Rockefeller Center (
jeszcze niegotowa), Central Park, Metropolitan Museum of Art,
katedrę św. Patryka i parę innych miejsc. Co do muzeum, to jest cudowne! Jest tam ogromna ilość obrazów impresjonistów – Moneta, Maneta, Van Gogha, Cezanne’a, Gaugina... Oczywiście jest tez dużo innych rzeczy;) można spędzić tam kilka dni, my byliśmy 3h, bo nie chciałam Bartka ciągać cały dzień po muzeum, w którym już był:P
Wieczorem poszliśmy na SoHo w poszukiwaniu imprezy. Nie było łatwo, bo wszyscy ludzie wydawali się być bardziej zainteresowani zakupami, ale w końcu znaleźliśmy dobre miejsce najpierw na piwko, a potem na koncert jazzowy w towarzystwie samych melomanów.
Poniedziałek spędziliśmy w podroży. Do hotelu w Miami Beach dotarliśmy kolo 8 wieczorem. Od razu zlokalizowaliśmy plażę. I mimo, ze była od hotelu bardzo blisko (może jakieś 500m) w linii prostej, to żeby się na nią dostać trzeba było iść naokoło wszystkich innych hoteli przy plaży. Widok z naszego balkonu (mieszkaliśmy na 14 pietrze) był co prawda nie na ocean, tylko na rzekę (lub coś, co wyglądało jak rzeka), ale wcale nie żałowaliśmy bo był cudowny i był tam most zwodzony. Za każdym razem jak go podnosili, to dzwoniły dzwoneczki i biegliśmy na balkon zobaczyć co się dzieje
Tak więc spędziliśmy 3 dni w ciepłym Miami. była plaża, ocean, palmy, słońce, czego więcej można chcieć?
W jeden dzień wybraliśmy się na wycieczkę do Parku Narodowego Everglades. Zajęło nam to cały dzień (na paliwo wydaliśmy $25...., więc możecie sobie porównać ceny). Generalnie to bardzo ciekawe miejsce. są tam bezkresne bagna i dżungla jednocześnie. Oczywiście wszystko w amerykańskim stylu zwiedzania: wjeżdżasz samochodem do parku i co jakiś czas jest parking, gdzie możesz stanąć i przejść się szlakiem, który ma... około 500m ;] oczywiście ten „szlak” to drewniany pomost z barierkami, ale można im to wybaczyć, w końcu to bagna:P tak czy owak było fajnie! Widzieliśmy aligatory z bliska, flamingi z daleka i inne ciekawe zwierzątka. Komary tez:P
Ostatni dzień spędziliśmy na plaży i pojechaliśmy odwiedzić słynną dzielnice Art Deco, niby największe na świecie skupisko budynków w tym stylu. Jedyne co tam można było zobaczyć, to restauracje i drogie sklepy, no ale jakoś nas to nie zdziwiło;)
Aaa no i warto wspomnieć o Malej Hawanie! Bartek bardzo chciał tam dostać wpieprz hehe, wyczytał, ze jest tam niebezpiecznie, szczególnie w nocy. Pojechaliśmy w nocy i... nic! Cisza spokój, nikt nas nie zaczepiał:P wypiliśmy piwko w meksykańskiej restauracji i tyle
W ogóle to na Florydzie są miejsca, gdzie można dogadać się tylko po hiszpańsku! To ciekawe być w Stanach i nie moc się porozumieć po angielsku:P
Smutno było wracać, ale przecież jeszcze czekały nas 2 dni w Nowym Jorku W piątek po powrocie pojechaliśmy na zakupy, a w sobotę zwiedziliśmy metrem prawie cale centrum. Pojechaliśmy na Bronx (ku niezadowoleniu Bartka, znów nie napotkaliśmy żadnej niebezpiecznej sytuacji), potem na Greenpoint. To jest polska dzielnica Nowego Jorku. W barze mlecznym Pyza zjedliśmy wspaniały, cudowny, przepyszny, fantastyczny obiad w postaci zupy i pierogów ruskich (GOTOWANYCH). Zjadłabym jeszcze 3 inne obiady, gdyby mi się zmieściły
Chcieliśmy tez wjechać na Empire State Building, ale trzeba było stać w kolejce 2h, więc stwierdziliśmy, ze następnym razem
Wieczorem pojechaliśmy do Chinatown i Little Italy. Dwie bardzo fajne dzielnice kolo siebie. Niestety nie mieliśmy już za bardzo czasu ich zwiedzić. Zjedliśmy kolejny obiad, chiński tym razem i dzień się skończył
A w niedziele znów podroż. Na lotnisko, pożegnanie i na autobus, do domu.... Taaaaak mi się nie chciało wracać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz