wtorek, 30 listopada 2010

Nowy Jork i Miami

Ostatni tydzień był wspaniały
Oderwałam się od szarej codzienności, pojechałam w dwa świetne miejsca, no i, co najważniejsze, spędziłam go z Bartkiem.

Pierwsze miejsce, do jakiego się udaliśmy w Nowym Jorku w sobotę wieczorem był Brooklin Bridge. Widok na Manhattan nocą – piękny! Na nic więcej nie starczyło nam czasu, więc pojechaliśmy hiszpańskim busikiem do New Jersey, gdzie spaliśmy u Bartka znajomych (dwie sympatyczne parki z Polski).

W niedziele rano zjedliśmy POLSKIE śniadanie (zwykle kanapki, ale polski chleb... mmm) i pojechaliśmy na cały dzień do Nowego Jorku. Zobaczyliśmy baaardzo dużo, głównie spacerując. Times Square, 5th Avenue, choinka pod Rockefeller Center (jeszcze niegotowa), Central Park, Metropolitan Museum of Art, katedrę św. Patryka i parę innych miejsc. Co do muzeum, to jest cudowne! Jest tam ogromna ilość obrazów impresjonistów – Moneta, Maneta, Van Gogha, Cezanne’a, Gaugina... Oczywiście jest tez dużo innych rzeczy;) można spędzić tam kilka dni, my byliśmy 3h, bo nie chciałam Bartka ciągać cały dzień po muzeum, w którym już był:P

Wieczorem poszliśmy na SoHo w poszukiwaniu imprezy. Nie było łatwo, bo wszyscy ludzie wydawali się być bardziej zainteresowani zakupami, ale w końcu znaleźliśmy dobre miejsce najpierw na piwko, a potem na koncert jazzowy w towarzystwie samych melomanów.

Poniedziałek spędziliśmy w podroży. Do hotelu w Miami Beach dotarliśmy kolo 8 wieczorem. Od razu zlokalizowaliśmy plażę. I mimo, ze była od hotelu bardzo blisko (może jakieś 500m) w linii prostej, to żeby się na nią dostać trzeba było iść naokoło wszystkich innych hoteli przy plaży. Widok z naszego balkonu (mieszkaliśmy na 14 pietrze) był co prawda nie na ocean, tylko na rzekę (lub coś, co wyglądało jak rzeka), ale wcale nie żałowaliśmy bo był cudowny i był tam most zwodzony. Za każdym razem jak go podnosili, to dzwoniły dzwoneczki i biegliśmy na balkon zobaczyć co się dzieje

Tak więc spędziliśmy 3 dni w ciepłym Miami. była plaża, ocean, palmy, słońce, czego więcej można chcieć?

W jeden dzień wybraliśmy się na wycieczkę do Parku Narodowego Everglades. Zajęło nam to cały dzień (na paliwo wydaliśmy $25...., więc możecie sobie porównać ceny). Generalnie to bardzo ciekawe miejsce. są tam bezkresne bagna i dżungla jednocześnie. Oczywiście wszystko w amerykańskim stylu zwiedzania: wjeżdżasz samochodem do parku i co jakiś czas jest parking, gdzie możesz stanąć i przejść się szlakiem, który ma... około 500m ;] oczywiście ten „szlak” to drewniany pomost z barierkami, ale można im to wybaczyć, w końcu to bagna:P tak czy owak było fajnie! Widzieliśmy aligatory z bliska, flamingi z daleka i inne ciekawe zwierzątka. Komary tez:P

Ostatni dzień spędziliśmy na plaży i pojechaliśmy odwiedzić słynną dzielnice Art Deco, niby największe na świecie skupisko budynków w tym stylu. Jedyne co tam można było zobaczyć, to restauracje i drogie sklepy, no ale jakoś nas to nie zdziwiło;)

Aaa no i warto wspomnieć o Malej Hawanie! Bartek bardzo chciał tam dostać wpieprz hehe, wyczytał, ze jest tam niebezpiecznie, szczególnie w nocy. Pojechaliśmy w nocy i... nic! Cisza spokój, nikt nas nie zaczepiał:P wypiliśmy piwko w meksykańskiej restauracji i tyle

W ogóle to na Florydzie są miejsca, gdzie można dogadać się tylko po hiszpańsku! To ciekawe być w Stanach i nie moc się porozumieć po angielsku:P

Smutno było wracać, ale przecież jeszcze czekały nas 2 dni w Nowym JorkuW piątek po powrocie pojechaliśmy na zakupy, a w sobotę zwiedziliśmy metrem prawie cale centrum. Pojechaliśmy na Bronx (ku niezadowoleniu Bartka, znów nie napotkaliśmy żadnej niebezpiecznej sytuacji), potem na Greenpoint. To jest polska dzielnica Nowego Jorku. W barze mlecznym Pyza zjedliśmy wspaniały, cudowny, przepyszny, fantastyczny obiad w postaci zupy i pierogów ruskich (GOTOWANYCH). Zjadłabym jeszcze 3 inne obiady, gdyby mi się zmieściły

Chcieliśmy tez wjechać na Empire State Building, ale trzeba było stać w kolejce 2h, więc stwierdziliśmy, ze następnym razem

Wieczorem pojechaliśmy do Chinatown i Little Italy. Dwie bardzo fajne dzielnice kolo siebie. Niestety nie mieliśmy już za bardzo czasu ich zwiedzić. Zjedliśmy kolejny obiad, chiński tym razem i dzień się skończył

A w niedziele znów podroż. Na lotnisko, pożegnanie i na autobus, do domu.... Taaaaak mi się nie chciało wracać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz