środa, 10 listopada 2010

Niagara Falls

Wodospady Niagara

W ten weekend pojechaliśmy z Davem, Pat (rodzinka Ewy) i Nancy do miejscowości Niagara Falls. Pogoda jak zwykle dopisała (naprawdę mamy jakieś niesamowite szczęście w tej kwestii), było pięknie i słonecznie. Temperatura była jednak zimowa, więc nie było tłumów :)

Zanim w ogóle zobaczyliśmy wodospady, obejrzeliśmy film opowiadający ich historię i różne ciekawe przypadki ich „pokonania”. Na przykład jedna pani kazała się zamknąć w beczce z kotem i tak spłynęła wodospadem. Przeżyła i kot też przeżył, tylko, że zmienił kolor z czarnego na biały:P Film oglądało się jak thriller pierwszej klasy :)

Wodospady są przepiękne, ale nie tak wielkie jak się spodziewałam. Można sporo pospacerować po okolicy i ogólnie, jak to w Ameryce, atrakcji nie brakuje dla turystów, którzy chcą wydać swoje pieniądzory.

Najbardziej z tego wszystkiego podobała mi się Kanada, do której nie mogliśmy pojechać z powodu naszych przestarzałych paszportów. A stamtąd widok na wodospady podobno jest lepszy i można wejść pod wodospad! No cóż, następnym razem :)

Wieczorem Dave nas zabrał do kasyna. Też mieliśmy problemy z wejściem, bo można to było zrobić tylko z paszportem. Żaden dowód osobisty ani prawo jazdy nie z USA nie są dla nich dowodem tożsamości. Więc w oczekiwaniu na paszporty, po które ktoś pojechał, usiedliśmy w barze i tam były takie wbudowane monitory do grania w pokera. Podwoiłam ilość pieniędzy w portfelu i zadowolona pomyślałam „ho ho a jeszcze nawet nie weszłam do kasyna”. Oczywiście jak już weszłam, to mi pieniędzy nie przybyło, ale i tak wyszłam na plusie, nie licząc darmowych drinków. No i kasyno było ogromne i ogólnie robiło wrażenie (byłam pierwszy raz w takim przybytku „kultury”).

W niedzielę rano wyruszyliśmy w drogę powrotną, która trwała prawie caaały dzień.

Szpital w Hershey

Poza tym ostatnio miałam okazję zwiedzić szpital w Hershey, dzięki uprzejmości Piotrka, który tam pracuje i jego przełożonych, których nie było w pracy :P

W sumie nie wiem jak ten szpital działa, bo został założony przez fundację Miltona Hersheya, który założył chyba wszystko w tym mieście i słusznie je nazwano jego nazwiskiem. I szpital dalej do tej fundacji należy, a w dodatku jest połączony z medycznym wydziałem uniwersytetu stanowego. Więc do kogo ten szpital należy i kto nim tak naprawdę rządzi – nie wiadomo. Ważne jest to, że ktoś rządzi dobrze. Szpital jest ekstra. Każdy pacjent ma swój pokój i przyporządkowanego laptopa, gdzie lekarze wprowadzają dane i potem na wielkim monitorze na korytarzu wyświetla się bicie serca każdego pacjenta z danego korytarza i inne dane. Po szpitalu chodzi pełno studentów z lekarzami, którzy im coś tłumaczą. Są pokoje do czytania dla pacjentów, Starbucks chyba dla odwiedzających i sklep z... pamiątkami nie wiadomo dla kogo :|

No i co najważniejsze – ciągle prowadzą badania. Wydają na to miliony dolarów! Tutaj się ludzi z raka najzwyczajniej leczy! Niestety nie jest to dostępne dla nie-obywateli USA, bo ceny są kosmiczne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz