środa, 13 października 2010

You do the math :)

Tym razem pokażę Wam jak trudno jest rozpocząć życie w USA.

W weekend Nancy zabrała mnie do WV (nie mylić z VolksWagenenm:P). Nie jest to jakoś strasznie daleko, bo wyszło około 230 mil w jedną stronę z Hershey. Biorąc pod uwagę jakość dróg w USA, to jedzie się dość szybko. I nie chodzi mi tu o ich jakość w sensie, że nie ma dziur, tylko bardziej o to, że wszędzie są drogi, które śmiało można nazwać autostradami. Nawet w centrach miast (tylko, że czasem napotyka się światła). Co dziwne – ograniczenie prędkości na autostradach z reguły wynosi 65mph co dla mnie jest śmieszne. Co jeszcze dziwniejsze – oni tak naprawdę jeżdżą! Wolno jak nie wiem co :)

I chyba jeszcze w tym miejscu warto wspomnieć o cenach paliwa, na które Amerykanie ciągle narzekają! 2,60 $ za galon... takie ceny w Polsce to chyba były w latach 80.

Tak więc od piątku wieczorem do poniedziałku rano mieszkałam w drewnianej chatce w środku parku stanowego Blackwater Falls. Myślę, że można porównać go do polskich Bieszczad – taka sama głusza (a nawet jeszcze gorsza, bo telefon nie łapał zasięgu nigdzie), podobne krajobrazy, klimat odcięcia od cywilizacji. Najbliższe miasteczko – Thomas – miało NIESAMOWITY klimat. Tak sobie właśnie wyobrażam Route 66: żadnych tam centrów handlowych i makdonaldów! Małe sklepiki, wszystko stare, wystawy pozabijane deskami, pusto, głucho i jeden otwarty bar, z piwem robionym w pobliskim browarze. To jest to :) w galerii możecie zobaczyć zdjęcia z tego baru (nazywał się Purple Fiddle). W niedzielę wieczorem byliśmy tam na koncercie – suuuuper było!

Dobra, wracając do matematyki – pogoda była piękna. Przez cały weekend temperatura w dzień nie spadała poniżej 70°F. Także możecie mi pewnie pozazdrościć:P

W parku była ogromna ilość jeleni i saren. Co najfajniejsze – one się w ogóle nie bały ludzi! Podchodziły naprawdę blisko. W galerii możecie zobaczyć kilka zdjęć pod rząd, jak idę ulicą, z daleka widzę sarnę stojącą koło jarda od drogi, zbliżam się – ona nic, przechodzę w odległości tego jarda, a ona nie ucieka! Strasznie fajne uczucie :)

W wydarzeniu (weekendowym pobycie w WV) wzięło udział około 30 osób. Poznałam bardzo fajną rodzinkę pastora i to z nimi się najwięcej rozbijałam podczas tego weekendu. Fajnie było wreszcie spędzić trochę czasu z młodymi ludźmi (w wieku moich rodziców:D), miałam o czym pogadać i z kim poszwendać się po lasach :) a co do szlaków turystycznych, to albo ja trafiłam na takie miejsce, albo jest to kolejny przykład na wygodnictwo Amerykanów. Wszystkie miały około mili długości! Czyli: podjeżdżasz samochodem, idziesz milę i za pół godzinki znów jesteś w ukochanym samochodzie.

(A propos tego: dziś przeczytałam bardzo zabawny artykuł o tym, że Amerykanie jeżdżą samochodem wszędzie – nawet do sąsiadów! Albo na siłownię, która znajduje się w odległości 200 jardów od ich domu, żeby tam pochodzić na bieżni. I nawet im do głowy nie przyjdzie, żeby gdzieś pójść na piechotę, a jak im coś takiego zasugerujesz, to patrzą na Ciebie jak na – uwaga tu cytat z artykułu - „drastycznie upośledzonego”.)

Poza chodzeniem po lasach (bo chodzeniem po górach tego niestety nie mogę nazwać), wybrałam się na basen. Co prawda był malutki (jakieś 25 stóp długości) i płytki (5 stóp głębokości) ale świetnie było wskoczyć do wody, bo na zewnątrz naprawdę było gorąco! Poza darmowym basenem, wynajmując drewniany domek w głuszy amerykańskiego lasu, ma się również dostęp do jacuzzi z gorącą wodą i bąbelkami oraz siłowni.

Poza tym, coś mnie pożarło. I to na pewno nie komary. Trochę mnie zaniepokoiła informacja, że w USA po 20 latach nieobecności powróciły bed bugs (nie wiem czy to przetłumaczalne, ale spróbuję: łóżkowe pluskwy:P). Są malutkie (jakieś 0,2 cala) i gryzą. Okropnie swędzi i nie chce się goić. Można je spotkać w podrzędnych hotalach. Mam nadzieję, że to nie były bed bugs, bo na zdjęciach w internecie wyglądają obleśnie, ugryzienia też.

I tym miłym tematem zakończę mą wypowiedź:)

Aaa jeszcze jedno! Wbrew wszelkim zapowiedziom i obawom mych przyjaciół i rodziny – SCHUDŁAM w Ameryce 2 funty!!! A ten hamburger ze zdjęcia był całkiem dobry :)

1 komentarz:

  1. Madzia, czy Ty już całkowicie w tych stanach zapomniałaś czym jest system metryczny i że nam tutaj jest on dużo bliższym? ;) stopy, funty, jardy, farenhajty...

    OdpowiedzUsuń